Dawne tradycje, zwyczaje, zawody odchodzą w niepamięć. Umyka to, co przez wieki tworzyło historię naszych małych i większych grup społecznych. Mało kto dzisiaj wie, jak się piecze chleb w piecu chlebowym, jak pleść koszyki z wikliny czy lepić donice z gliny. Stowarzyszenie Przyjaciół Brzezin i Podwola, pragnąc zachować w pamięci odchodzące zawody i umiejętności, postanowiło organizować spotkania pn. "Wehikuł tradycji". Ich uczestnicy będą mogli nauczyć się tego, co dawni mieszkańcy wsi potrafili wykonać.
Pierwsze tego typu spotkanie odbyło się 9 czerwca 2012 r. u p. Zofii Wawrzeńczyk z Brzezin, która chciała pokazać, jak kiedyś piekło się chleb. Na naukę pieczenia przybyli członkowie brzezińskiego stowarzyszenia oraz gościnnie członkowie Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Morawickiej. Gospodyni na przywitanie zaserwowała wszystkim kawę zbożową i ciasto drożdżowe. Po poczęstunku każdy został zaangażowany do pracy, głównie do miesienia ciasta (na szczęście zaczyn był przygotowany dzień wcześniej) i rozpalenia w piecu. Pracy było co nie miara. Wszyscy uważali, co by się przypadkiem nie pokłócić, bo wówczas mogłyby wyjść krzywe bochenki. Nawet jajka trzeba było rozkłócić, żeby posmarować chlebki. Dla rozrywki pojawiały się także różne wierszyki, np.:
"Bieży Jerzy koło dzieży i nie wierzy, że tu leży chlebek świeży dla grzecznej młodzieży."
Najpierw w nagrzanym i wyczyszczonym piecu wylądowały podpłomyki, które po kilkudziesięciu minutach były już gotowe. W końcu nadszedł czas na chleby, które "w Imię Boże" zostały umieszczone w piecu na liściach kapusty (wcześniej nakreślono na nich krzyże). Na kilkadziesiąt minut trzeba było zrobić przerwę, aż chleby pięknie się zarumienią. W tym czasie pani Zofia przygotowała kolejną przekąskę - pieczone w skórkach ziemniaki z masłem i solą. Do popicia służył kwas chlebowy. Przybyli goście dzielili się wspomnieniami dotyczącymi chleba z własnych rodzin, a gospodyni zaśpiewała sentymentalną piosenkę sierocą. Były tam m.in. słowa, które pokazywały, jak cenna kiedyś była każda kromka chleba:
"(...) Jak ja nie mam płakać, jak się nie mam smucić.
Nie mam ojca ani matki muszę teraz służyć.
Na służbie mi dadzą chleb cienki jak listek.
Oj jeszcze się pytają, czym go zjadła wszystek.
Nie zjadłam, nie zjadłam, leży nade drzwiami,
a co spojrzę na niego, zalewam się łzami (...)"
W końcu nadszedł wyczekiwany długo moment. Chleby były już gotowe. Gorące bochny zostały wyjęte z pieca i całe pomieszczenie wypełnił piękny zapach. Kilkanaście chlebów wyłożono na stole. Radość była olbrzymia, że to niełatwe zadanie - pieczenie chleba - wszyscy zdali na piątkę. Nie przeszkodził nawet fakt, że w kuchni było "kucharek sześć".
Na zakończenie organizatorzy złożyli pani Zofii Wawrzeńczyk serdeczne podziękowania za piękne spotkanie i trud włożony w przygotowanie oraz wręczyli pamiątkowy dyplom. Oprócz miłych wrażeń i nowych umiejętności każdy przybyły zabrał do domu chlebek i podpłomyki.
SŁOWNICZEK
dzieża - duże klepkowe naczynie drewniane do wyrabiania ciasta na chleb
miesić - ugniatać, mieszać ciasto
podpłomyk - próbny wypiek dla sprawdzenia temperatury w piecu chlebowym; jest to płaski placek, zrobiony z tego samego ciasta co chleb; po nagrzaniu pieca był pierwszym wypiekiem
rozkłócić jajka - wymieszać surowe jajka, by połączyło się białko z żółtkiem
/KP/
Wiersz o chlebie - "Obrazek z lat dziecinnych"